Siostra Czesława Próchnicka OP urodziła się i do momentu wstąpienia do klasztoru klauzurowego mniszek dominikańskich w Świętej Annie k/Przyrowa w 1926 r. mieszkała w Pełkiniach, w majątku należącym do Witolda i Jadwigi Czartoryskich.
Stefan Swieżawski (1907-2004) - historyk filozofii, autor ponad 250 prac naukowych. Pochodził z zamożnej rodziny ziemiańskiej. Studiował na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, a potem w Paryżu. Przez ponad 30 lat był kierownikiem Katedry Historii Filozofii KUL. Na jego duchowy rozwój znaczny wpływ wywarło Stowarzyszenie Katolickiej Młodzieży Akademickiej "Odrodzenie", założone w 1919, którego prezesem był w roku akademickim 1927/1928. Tam zetknął się z Janem Czartoryskim. Jako jedyny świecki obserwator z krajów Europy Wschodniej brał udział w obradach Soboru Watykańskiego II. Był tercjarzem dominikańskim, został pochowany w habicie. Czytaj więcej...
Janusz Pezda (ur. 1960) - doktor habilitowany, pracownik naukowy Zakładu Historii Powszechnej Nowoczesnej Uniwersytetu Jagiellońskiego, badacz dzieju rodu Czartoryskich.
Marceli Handelsman (1882-1945) - mediewista, historyk dziejów nowożytnych i najnowszych, profesor Uniwersytetu Warszawskiego (od 1919 r.), twórca Instytutu Historii UW. Jako historyk interesował się szczególnie działalnością księcia Adama Czartoryskiego, jest autorem jego niedokończonej biografii (wydanej pośmiertnie w trzech tomach). Czytaj więcej...
Matylda Sapieżyna (1873-1968) - żona Pawła Sapiehy (1860-1934), magnata, pierwszego prezesa Polskiego Czerwonego Krzyża. Wyszła za niego za mąż w 1893 r. Byli właścicielami majątku w Siedliskach. We wspomnieniach zatytułowanych My i nasze Siedliska przedstawia bardzo barwny i ciekawy obraz dziejów polskiej arystokracji pierwszej połowy XX w.
Ojciec Ireneusz Łuczyński OP (1916-2009) - dominikanin, pochodził z Jarosławia. Pierwsze śluby zakonne złożył w 1935 r., święcenia kapłańskie przyjął w 1940 r. W Zakonie Dominikańskim przeżył 75 lat. Otrzymał tytuł Magistra Świętej Teologii. Jest pochowany na cmentarzu parafialnym w Gidlach.
Włodzimierz Alfons Czartoryski (1895-1975) - o dwa lata starszy brat Jana Franciszka (późniejszego o. Michała), ostatni właściciel majątku w Pełkiniach, kurator Muzeum Czartoryskich w Krakowie w pierwszych latach II wojny światowej.
Jadwiga z Dzieduszyckich Czartoryska (1867-1941) - matka Jana Franciszka (późniejszego o. Michała) Czartoryskiego, żona księcia Witolda Czartoryskiego (od 1889 r.), matka dwunaściorga dzieci. Zmarła w Pełkiniach, pochowana została w Zarzeczu w rodowym mauzoleum Dzieduszyckich.
ks. Jan Gralewski (1868-1924) - działacz oświatowy, społeczny i polityczny. W 1891 r. przyjął święcenia kapłańskie. Zmuszony w 1900 r. przez władze zaborcze do zaniechania pracy pedagogicznej, zaangażował się w pracę społeczną. W 1907 r. założył elitarną szkołę z internatem, zwaną Ogniskiem, stosującą nowe metody nauczania. Za sprzeciwianie się wprowadzeniu języka rosyjskiego do szkół Macierzy odebrano mu w 1907 rektorstwo kościoła popijarskiego w Warszawie i wydalono z Królestwa, a po powrocie w 1908 r. zakazano głoszenia kazań. Autor podręczników do nauki religii dla klas niższych.
ks. Władysław Korniłowicz (1884-1946) - studiował nauki przyrodnicze, w 1905 r. wstąpił do seminarium duchownego w Warszawie i w 1912 r. przyjął święcenia kapłańskie. Jako kapelan towarzyszył walczącym na frontach wojny polsko-bolszewickiej w latach 1919-1920, m.in. pod Lwowem, Sokolnikami i Skniłowem. W okresie międzywojennym wspierał lwowskie środowisko "Odrodzenia". W 1930 r. zamieszkał w Laskach pod Warszawą w Zakładzie dla Niewidomych, który stał się odtąd centrum jego życia i apostolstwa. Wkrótce stał się ojcem całego dzieła Lasek, skupiającego różne placówki opieki i szkolenia niewidomych oraz związane z nimi apostolstwo wobec ludzi poszukujących wiary. Zmarł z powodu choroby nowotworowej 26 września 1946 r. We wrześniu 1978 r. rozpoczęto jego proces beatyfikacyjny.
Ojciec Pius Bełch OP (1916-2008) - po maturze wstąpił do dominikanów, w 1936 r. złożył pierwsze śluby zakonne, pięć lat później przyjął święcenia kapłańskie. Pracował m.in. w Prudniku (1946-1953) i w Tarnobrzegu. Ostatnie lata życia spędził w Borku Starym k/Rzeszowa, tam też został pochowany.
Czesław Mączyński (1881-1935) - w 1902 r. zgłosił się jako ochotnik do artylerii w garnizonie Jarosław; po wybuchu I wojny światowej został zmobilizowany do 29 Pułku Artylerii Polowej, w 1917 r. otrzymał stopień kapitana; dowódca obrony Lwowa w listopadzie 1918 r., następnie uczestnik ofensywy na wschód; w 1922 r. wybrany do sejmu z ramienia Chrześcijańskiego Związku Jedności Narodowej; odznaczony m.in. Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari, Krzyżem Niepodległości z Mieczami i czterokrotnie Krzyżem Walecznych.
ks. Kazimierz Lutosławski (1880-1924) - dziennikarz, pedagog, ideowy mentor twórców skautingu i harcerstwa polskiego, projektant polskiej odznaki skautowej, która stała się pierwowzorem krzyża harcerskiego. Święcenia kapłańskie przyjął w 1912 r. po uprzednim ukończeniu studiów medycznych. Wybrany do Sejmu Ustawodawczego (1919 r.) i Sejmu I kadencji (1922 r.), był głównym autorem wstępu do konsytucji marcowej w 1921 r., roty przysięgi prezydenta i ślubowania poselskiego.
kard. Stefan Wyszyński (1901-1981) - kapłan diecezji włocławskiej, absolwent KUL, doktor nauk społeczno-ekonomicznych, w okresie II wojny światowej kapelan partyzantów i powstańczego szpitala polowego; pierwszy powojenny rektor seminarium duchownego we Włocławku; biskup lubelski (1946-1948), arcybiskup metropolita gnieźnieński i warszawski oraz Prymas Polski (1948-1981), od 1953 r. kardynał. W okresie komunizmu niezłomny obrońca Kościoła i praw ludzi wierzących. Represjonowany za to przez władze państwowe; aresztowany i uwięziony; przez 3 lata (1953-1956) przetrzymywany w odosobnieniu. W tym czasie przygotował Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego i program przygotowań do Tysiąclecia Chrztu Polski. Wielki czciciel Matki Bożej.
Jerzy Turowicz (1912-1999) - dziennikarz i publicysta; współzałożyciel „Tygodnika Powszechnego”, katolickiego pisma o tematyce społeczno-kulturalnej; jego redaktor naczelny w latach 1945-1953 oraz 1956-1999. Skupił wokół pisma niemal wszystkich znaczących publicystów katolickich oraz niezależnych poetów. Korespondent na Soborze Watykańskim II, wiele lat poświęcił na przybliżanie Polakom dokonań Soboru. Działacz opozycyjny i społeczny, uczestnik obrad Okrągłego Stołu, po 1989 r. członek władz partii centrowych.
ks. Tadeusz Fedorowicz (1907-2002) - starszy brat ks. Aleksandra; w młodości związany z lwowskim „Odrodzeniem”; wyświęcony w roku 1936. Po wojnie, na zaproszenie ks. Władysława Korniłowicza, przybył do Lasek i został kierownikiem duchowym Zakładu dla Ociemniałych, organizatorem Krajowego Duszpasterstwa Niewidomych. Skupił wokół Lasek licznych przedstawicieli inteligencji, przyjeżdżających na przygotowywane przez niego rekolekcje i dni skupienia. Otoczył opieką wielu młodych ludzi, stał się wielkim autorytetem dla warszawskiego KIK-u. W czasach PRL-u wspierał środowiska opozycyjne. Był spowiednikiem Jana Pawła II w okresie jego pontyfikatu.
ks. Aleksander Fedorowicz (1914-1965) - młodszy brat ks. Tadeusza; wyświęcony w 1942 r. Przez cale życie zmagał się z ciężkimi chorobami (gruźlica i nowotwór). W latach 1945-1952 był kapelanem i wychowawcą niewidomej młodzieży w Laskach. W 1951 r. został organizatorem i pierwszym proboszczem parafii w Izabelinie. Wybudował kościół i stał się prawdziwym ojcem wiernych. Przed Soborem Watykańskim II, już w roku 1956, uzyskał zgodę Prymasa Wyszyńskiego (przysłaną z Komańczy) na odprawianie Mszy św. przodem do ludu i częściowe używanie języka polskiego w liturgii (czytanie lekcji przez świeckich). Zmarł w opinii świętości w 14. rocznicę erygowania parafii.
Antoni Gołubiew (1907-1979) - pisarz i publicysta katolicki, członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”; sygnatariusz deklaracji założycielskiej Towarzystwa Kursów Naukowych (1978-1981) - niezależnego stowarzyszenia edukacyjnego zorganizowanego w celu przełamania monopolu państwa na nauczanie na poziomie uniwersyteckim. Dziełem jego życia jest epopeja historyczna Bolesław Chrobry o powstaniu i początkach państwa polskiego.
Karol Górski (1903-1988) - historyk światowej sławy, związany przed wojną z Uniwersytetem Jagiellońskim (doktorat w 1927 r.), a następnie z Uniwersytetem Poznańskim (habilitacja 1932 r.); w roku akademickim 1945/1946 przeniósł się do Torunia, gdzie od 1957 r. był kierownikiem Katedry Historii Powszechnej Starożytnej i Średniowiecznej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Badał dzieje Pomorza Wschodniego po 1466 r., strefy bałtyckiej oraz historię państwa i zakonu krzyżackiego. W archiwach watykańskich prowadził badania kopernikańskie. Jako pierwszy polski naukowiec zajmował się historią życia duchowego („Zarys dziejów katolicyzmu polskiego”). Od młodości był działaczem organizacji katolickich („Odrodzenie”, Akcja Katolicka); w 1956 r. założył w Toruniu Klub Inteligencji Katolickiej.
Kazimierz Dzieduszycki (1891-1924) - cioteczny brat Jana Czartoryskiego (ich matki były rodzonymi siostrami); był jednym ze współzałożycieli Stowarzyszenia Katolickiej Młodzieży Akademickiej „Odrodzenie” we Lwowie (razem z Janem Czartoryskim, dr. Adamem Bilikiem i prof. Pawłem Skwarczyńskim). Poważnie chorował i młodo zmarł.
Adam Bilik (1899-1943) - lekarz, społecznik, działacz Stowarzyszenia Katolickiej Młodzieży Akademickiej "Odrodzenie" i Akcji Katolickiej. Początkowo studiował teologię na Uniwersytecie Jagiellońskim i przez 3 lata był alumnem krakowskiego seminarium duchownego. Następnie przeniósł się do Lwowa, gdzie w 1927 r. ukończył studia medyczne. W Krakowie działał w Bratniej Pomocy oraz katolickim stowarzyszeniu „Polonia”, które później zostało połączone z „Odrodzeniem”. Był prezesem „Odrodzenia” w Krakowie (1922-1923) i we Lwowie (1924-1925). Pod koniec lat 20. XX w. podjął pracę w Sosnowcu i tam utworzył w 1935 r. oddział Związku Polskiej Inteligencji Katolickiej. Był znaczącą postacią w Zagłębiu, autorytetem dla miejscowej ludności. Bezpłatnie leczył potrzebujących.
Paweł Skwarczyński (1903-1984) – profesor KUL, historyk, działacz katolicki. Jeden z czterech współzałożycieli Stowarzyszenia Katolickiej Młodzieży Akademickiej „Odrodzenie” we Lwowie. W czasie wojny znalazł się na Zachodzie. Od listopada 1939 r. był wykładowcą i sekretarzem naukowym Uniwersytetu Polskiego Zagranicą, który powstał w Bibliotece Polskiej w Paryżu i skupiał kadrę naukową oraz techniczną i udzielał stypendiów studentom. Po wojnie podjął pracę w Londynie; był profesorem Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie, prowadził wykłady z historii prawa polskiego. Aktywnie działał na rzecz środowisk polonijnych, był współzałożycielem Fundacji Veritas, która prowadziła działalność wydawniczą oraz wspierała polskich studentów.
Ojciec Włodzimierz Kucharek OP (1913-1990) - urodził się w Rumunii, w wieku 17 lat złożył pierwsze śluby w Zakonie Dominikańskim, święcenia kapłańskie przyjął w 1938 r. Był wieloletnim mistrzem nowicjuszy i braci studentów. Pracował jako proboszcz parafii dominikańskiej we Wrocławiu, potem przez dwie kadencje był przeorem klasztoru św. Jacka w Warszawie przy ul. Freta. Był bardzo kochany i ceniony za kapłańską gorliwość. Zmarł 10 czerwca 1990 r. i został pochowany na Powązkach w grobowcu zakonnym.
Ojciec Romuald Kostecki OP (1902-1991) - urodził się w Sułowie koło Wieliczki. W wieku 16 lat złożył pierwszą profesję zakonną, a siedem lat później (w 1925 r.) przyjął święcenia kapłańskie. Studiował w Saulchoir, w Paryżu i w Rzymie. Na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie uzyskał stopień doktora teologii. Prowadził wykłady z teologii dogmatycznej we Lwowie, w Warszawie na Służewie i w Krakowie. Przez kilka lat był redaktorem „Szkoły Chrystusowej” i „Róży Duchownej”. Autor dzieł i artykułów z zakresu teologii dogmatycznej, mariologii, sakramentologii i duchowości. Zmarł 8 sierpnia 1991 r. w Warszawie.
Ojciec Bruno Mazur OP (1931-2000) - urodził się w Kramarzówce koło Jarosławia. W 1949 r. złożył pierwsze śluby zakonne, a święcenia kapłańskie przyjął w 1957 r. Był wieloletnim regensem studium, rektorem Kolegium dominikanów w Krakowie i wykładowcą historii Kościoła. Pełnił funkcję archiwisty Prowincji oraz prowincjalnego promotora beatyfikacji i kanonizacji. Jako wicepostulator procesu beatyfikacyjnego o. Michała Czartoryskiego przez wiele lat gromadził i opracowywał materiały dotyczące jego życia. 13 czerwca 1999 r. dane mu było koncelebrować Mszę św. w Warszawie, podczas której św. Jan Paweł II ogłosił błogosławionymi 108 męczenników II wojny światowej, wśród nich o. Michała Czartoryskiego. Zmarł po długiej chorobie, został pochowany w grobowcu zakonnym na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
Ojciec Jacek Woroniecki OP (1878-1949) - otrzymał staranne wychowanie i wykształcenie; znał 10 języków. Służbę wojskową odbył w pułku huzarów. Studiował we Fryburgu zdobywając dwa dyplomy – z nauk przyrodniczych i z teologii. Wstąpił do seminarium duchownego w Lublinie i został wyświęcony w 1906 r. Jako kapłan diecezjalny zajmował się pracą pedagogiczną. W 1910 r. wstąpił do Zakonu Kaznodziejskiego, gdzie kontynuował pracę naukową i dydaktyczną. W latach 1922-1924 był rektorem KUL. Na warszawskim Służewie wybudował nowy klasztor z przeznaczeniem na studium generale dla braci z Europy Środkowo-Wschodniej. Został jego rektorem. W latach 30. XX w. założył zgromadzenie Sióstr Dominikanek Misjonarek Jezusa i Maryi, które miało za zadanie ewangelizowanie ludzi żyjących w reżimie komunistycznym. II wojna światowa zastała go w Krakowie; tam pozostał do śmierci. Ze względu na pogarszające się zdrowie, ostatnich 10 lat życia poświęcił pracy pisarskiej. W 2004 r. rozpoczęto jego proces beatyfikacyjny.

Zeznania w procesie beatyfikacyjnym

Eleonora Kasznica ps. Ela

Wybuch Powstania Warszawskiego, 1 sierpnia 1944 r., zastał moich rodziców i mnie w domu, w którym mieszkaliśmy na Powiślu przy ul. Smulikowskiego 4a, a wraz z nami o. Michała Czartoryskiego, który przyszedł do nas w tym dniu w odwiedziny. W pierwszych godzinach Powstania nasze mieszkanie zostało rozbite przez pocisk artyleryjski z ul. Wybrzeże Kościuszkowskie. Rodzice moi wraz z o. Michałem zostali przygarnięci przez panią Miłobędzką, w mieszkaniu na parterze przy ul. Smulikowskiego 10, a ja zaczepiłam się w innym, pustym mieszkaniu, po Ukraińcach, którzy uciekli do Niemiec. Nasz kościół parafialny, Św. Teresy przy ul. Tamka, został opuszczony przez księży tam pracujących, zostaliśmy więc - i wojsko i ludność cywilna - bez opieki duszpasterskiej. W drugim dniu Powstania, gdy o. Michał zorientował się w sytuacji, zgłosił się z posługą kapłańską do dowództwa III Zgrupowania "Krybar" AK, które obejmowało swym działaniem obszar Powiśla. Natychmiast został mianowany kapelanem III Zgrupowania. Bez o. Michała nie mielibyśmy - ani wojsko, ani ludność - udzielanych sakramentów św., nie mielibyśmy odprawianych Mszy św. Pracy miał o. Michał bardzo dużo, bo było dużo rannych - szczególnie po 15 sierpnia, gdy narastały ataki niemieckie na Powiśle; dużo miał penitentów tak wojskowych, jak i ludności cywilnej.

Ojciec Michał odznaczał się stałym spokojem, ciepłem w stosunkach, w kontaktach z ludźmi. Pamiętam jego skupione i uważne spojrzenie. Pamiętam to do dziś bardzo wyraźnie, gdy dzieliłam się z nim swym niepokojem o popełniane nieuczciwości. Chodziło o nadużycia Intendentury, wykradanie zapasów żywnościowych przeznaczonych dla naszych szpitali, na prywatne kolacyjki dla tejże Intendentury i żandarmerii. Ojciec wysłuchał uważnie i wkrótce nadużycia się skończyły. Nie wiem jak to załatwił, ale bezkonfliktowo, spokojnie i absolutnie skutecznie. Jedzenie już trafiało do chorych, a było go przecież coraz mniej.

Z o. Michałem spotykałam się często: w naszych szpitalach wojskowych (3 szpitale, a właściwie piwnice adaptowane), gdy wpadałam do moich rodziców, bo i on tam miał kwaterę oraz przy konfesjonale. Zawsze, i to po tylu latach, pamiętam jego spokój, pogodne spojrzenie, dobroć - stałe myślenie o potrzebach innych. Nawet pomagał nam 2 razy w noszeniu z naszego rozbitego mieszkania niezbędnych rzeczy, które uratowały się oraz materacy dla rannych w szpitalikach, a to było bardzo niebezpieczne. Niemcy w rozbitej ścianie mogli nas zauważyć i otworzyć do nas ogień.

Ojciec Michał niedosłyszał i wiem, że mu było ciężko spowiadać - to musiało męczyć psychicznie chcąc zachować tajemnicę spowiedzi (aby samemu nie mówić zbyt głośno i nie wymagać od penitenta zbyt głośnego mówienia). Stale miał to na uwadze, a mimo to, znów to podkreślam, nigdy nie było w nim zniecierpliwienia, zdenerwowania. Zawsze miał ten swój spokój, który nam się udzielał. Wiem to po sobie i rozmawialiśmy o tym w tamtym okresie z kolegami i koleżankami.

Pamiętam, z jaką delikatnością i pewnym zażenowaniem prosił mnie o wypranie szkaplerza i kaptura. Chodząc po piwnicach i gruzach do rannych biały habit brudził się, chciał mieć czysty szkaplerz, a z wodą były kłopoty. Cieszyłam się, że mogę mu w tym pomóc, a nawet byłam dumna, że mnie o to poprosił. Ogromnie Ojca lubiliśmy, czuliśmy się przy nim bezpieczni. Po tylu latach od tamtych chwil, pisząc te słowa widzę te sytuacje, ale jakby z przesunięciem na inne elementy. Nie pamiętam twarzy o. Michała, ale pamiętam spokojne spojrzenie, specyficzny ciepły uśmiech, pochylenie głowy wyrażające uwagę, osłonięcie ucha, aby lepiej słyszeć.

W dniu 6 września 1944 r., gdy poprzedniej nocy odeszły nasze oddziały wojska do Śródmieścia, nastąpiła cisza i kilka godzin jakby bezkrólewia. Nie otrzymawszy rozkazu przejścia z wojskiem do Śródmieścia połączyłam się z moimi rodzicami. Przeszliśmy do szpitalika w "Alfa-Laval", róg Smulikowskiego i Tamki. Tam zastaliśmy o. Michała przy rannych. Lżej ranni przeszli wyżej z wojskiem, a ciężko ranni musieli pozostać w łóżkach w szpitaliku. Jeżeli dobrze pamiętam było ich razem 11 wraz z paroma osobami cywilnymi. Ojciec Michał udzielił nam wszystkim generalnej absolucji, ponieważ nikt z nas nie wiedział jaka czeka nas najbliższa przyszłość.

Pamiętam, jak mój ojciec namawiał o. Michała na wyjście wraz z nami, z ludnością cywilną, z Powiśla, z Warszawy. Ojciec Michał nie zgodził się. Pamiętam, jak łagodnie uśmiechną się i powiedział, że szkaplerza nie zdejmie i rannych, którzy są zupełnie bezradni i unieruchomieni w łóżkach nie opuści. Żadne argumenty mego ojca nie skutkowały. O. Michał stanowczo odmówił wspólnego wyjścia i pozostał z rannymi. Nawet nie pożegnałam się z nim, bo jeden z rannych zaczął charczeć, chyba umierał, i o. Michał wraz z lekarzem przeszedł do innego pomieszczenia, gdzie ten ranny leżał. Już go więcej nie widziałam.


zeznanie z 16 grudnia 1992 r.

Eleonora Kasznica ps. "Ela"
P.Ż. (Pomoc Żołnierza), pracownica kuchni wojskowej
III Zgrupowanie "Krybar" AK
córka Stanisława i Eleonory Malewskiej
ur. 11 czerwca 1928 r. w Poznaniu

s. Czesława Próchnicka OP

Urodziłam się i do momentu wstąpienia do klasztoru (1926 r.) mieszkałam w Pełkiniach, majątku należącym do księstwa Czartoryskich, rodziców Ojca Michała. Oboje księstwo byli bardzo religijni i w tym duchu starali się wychować swoje dzieci. Tę pobożność do domu wprowadziła matka o. Michała, księżna Jadwiga, która podobno była kandydatką do klasztoru. Kiedy tylko księżna zaczęła wydawać na świat dzieci, zaraz kazała też wybudować w pałacu kaplicę, a książę sprowadził kapelana. Zarówno on jak i przydzielony do kaplicy kościelny, który miał dbać o porządek, otrzymali od księstwa mieszkanie i pełne utrzymanie. W kaplicy były ławki i klęczniki, dlatego też nie tylko księstwo, ale także cała służba dworska i katoliccy mieszkańcy Pełkiń uczęszczali tam na Msze i nabożeństwa, gdyż we wsi była jedynie cerkiew. W kaplicy pałacowej nabożeństwa odbywały się codziennie i księżna wraz ze swoimi dziećmi codziennie przyjmowała Komunię Św. Książę z racji licznych obowiązków i częstych wyjazdów nie mógł codziennie tego praktykować, ale w miarę możności w każde Święto również to czynił. Synowie Czartoryskich, jak tylko nieco podrośli, służyli przy ołtarzu, w takich malutkich komeżkach i trzymali choćby tylko dzwonek.

Księstwo mieli wymagający, ale zarazem życzliwy i serdeczny stosunek do licznej służby i do mieszkańców wsi. Byli za to powszechnie szanowani i wielu ludzi czuło dla nich głęboką wdzięczność. Służbę dworską księżna dobierała ze względu na pracowitość, sumienność i pobożność. Księżna bardzo pilnowała tego, aby wszystko, co działo się w pałacu, było zgodne z Bożymi przykazaniami. Służbie dworskiej zresztą bardzo zależało na tym, aby księżna widziała, że gorliwie wypełnia się chrześcijańskie obowiązki i każdy liczył się z jej zdaniem na swój temat. We dworze pracowało wielu ludzi ze wsi. Byli bardzo dobrze wynagradzani, a księstwo odnosili się do nich z sympatią. Czartoryscy pomagali także wielodzietnym i biedniejszym rodzinom ze wsi. Pamiętam, jak spotkałam pewną dziewczynę, która szła z bańką po mleko do dworu, bo mimo, że tam już nie pracowała otrzymywała je nadal. Z okazji Świąt księstwo mieli w zwyczaju obdarowywać ludzi ze wsi lub tych, którzy przyszli złożyć im życzenia. Czartoryscy nigdy nie odmawiali pomocy jeśli ktoś był w potrzebie i zwrócił się o nią do nich.

Ogromną protekcją i opieką księstwa Czartoryskich cieszyła się Szkoła Powszechna w Pełkiniach. Książę co roku przeznaczał dla szkoły opał, a księżna często odwiedzała uczniów i przepytywała ich z katechizmu. Na koniec roku szkolnego, dla dobrze uczących się dzieci, księżna fundowała cenne nagrody. Szczególnym jej zainteresowaniem cieszyli się zdolni uczniowie, których starała się wysyłać na dalszą naukę do Jarosławia.

W każdą pierwszą niedzielę miesiąca, o godz. 3-ej po południu księżna przyjeżdżała do szkoły w Pełkiniach. Pełniła funkcję Prezeski matek i w owe dni miała dla nich wykłady. Wiele kobiet ze wsi przychodziło na te spotkania. Wszystkie matki ubrane w swoje najlepsze sukienki wychodziły ją witać przed budynek szkoły. Księżna siadała na katedrze i mówiła. Tematem jej wykładów było religijne prowadzenie domu i wychowanie dzieci. Szczególnie podkreślała rolę kobiety jako żony i matki mówiąc, że jest to jej posłannictwo. Ludzie wspominali potem te wykłady i o nich dyskutowali. Te proste kobiety ze wsi czuły się uhonorowane i zaszczycone tym, że księżna do nich mówiła, bo też była dla nich wzorem postępowania, wychowując swoje dzieci tak bardzo religijnie.

Młodzi książęta byli wychowywani w ogromnej dyscyplinie i porządku. Już od najmłodszych lat księstwo uczyli ich poszanowania dla pracy. Dzieci książęce miały w ogrodzie wydzielony swój ogródek, który musiały własnoręcznie uprawiać. Codziennie od wczesnej wiosny do późnej jesieni, od godz. 11 aż do obiadu, pracowały w tym ogródku. Miały własne narzędzia ogrodnicze i tam kopały, plewiły, siały i podlewały, a księstwo osobiście sprawdzali wyniki ich pracy.

Czartoryscy zwracali też uwagę, aby ich dzieci grzecznie i z szacunkiem odnosiły się do ludzi niższego stanu i w tym względzie nie uszłoby im płazem żadne uchybienie.

Ojca Michała Czartoryskiego pamiętam dość dobrze, jako młodzieńca. Był wysoki i trochę niedosłyszał. Szczególnie pociągająca była w nim jego skromność, pomimo wysokiego przecież urodzenia. Odznaczał się szlachetnością i dobrocią, która dla wszystkich była jednakowa. Był bardzo usłużny. Pamiętam, że gdy do dworskiej kaplicy przychodzili ludzie ze wsi, młody Czartoryski zwracał baczną uwagę na starsze osoby. Zaraz do nich podbiegał, pomagał wejść do kaplicy i wskazywał wolne miejsca, żeby usiedli. Takie zachowanie nie byłoby możliwe bez Bożej obecności w jego życiu. Zresztą wielu ludzie we wsi mówiło, że jest to przyszły święty.

Kiedy Ojciec Michał wstąpił do seminarium, a potem do dominikanów, ja już byłam w zakonie, więc tylko o tym słyszałam. Ojca Michała Czartoryskiego spotkałam później kilka razy kiedy przyjeżdżał do klasztoru w Świętej Annie. Szczególnie zapamiętałam jedną z nim rozmowę. Powiedział wtedy: "Ach siostro, to wielka łaska i szczęście być w zakonie. Ja się gorąco modliłem, żeby Bóg pokazał mi drogę życia, aby pokazał mi gdzie mam być i co robić, by dobrze Mu służyć".

Nie pamiętam, kto przyniósł do klasztoru wiadomość o śmierci Ojca Michała. Wiedziałyśmy, że zginął męczeńską śmiercią w Powstaniu Warszawskim. Była to dla nas wielka strata, gdyż Ojca Michała bardzo ceniłyśmy i szanowały. Pamiętam, że w klasztorze był wielki smutek po jego śmierci. Wielu mówiło, że to umarł święty. Teraz modlę się za jego przyczyną.


o. Stanisław Dobecki OP

Ojca Michała Czartoryskiego poznałem zaraz u progu mego życia zakonnego, mianowicie dnia 14 stycznia 1935 r., gdy po moim przyjeździe z Poznania, przyjmował mnie do nowicjatu w Krakowie. Przebywałem tamże do 23.02.1936 r. kiedy złożywszy pierwsze śluby zakonne zostałem wysłany na studia filozoficzno-teologiczne do Lwowa, gdzie magistrem braci kleryków był wówczas inny typ człowieka, też gorliwy, Francuz, o. Pius Pelletier.

Ojciec Michał, postać smagła, koścista, robił wrażenie surowego ascety, ale w rozmowie okazywał się łagodny, uprzejmy i często uśmiechający się. Na jedno ucho nieco słabiej słyszał, więc pilnie i cierpliwie słuchał, co się mówiło. Widywaliśmy się stale w klasztorze, kościele, na rekreacjach i przechadzkach cotygodniowych, zawsze pieszych w okolice Krakowa, na łono przyrody do lasów, nad Wisłą, do kamedułów, benedyktynów, cystersów oraz na zwiedzanie zabytków kultury w mieście, Ojcowie, Pieskowej Skale i gdzie indziej, a więc w różnych sytuacjach. W klasztorze był punktualnym na wspólne zajęcia i w ogóle ścisłym obserwantem, mimo niedomagań zdrowia.

Wieczorem było po nim widać znużenie i senność, którą przezwyciężał. Zalecał ścisłe posty zakonne, które wówczas obowiązywały od 14 września do Wielkanocy, biczowanie od czasu do czasu itp. Był moim osobistym spowiednikiem i na własną prośbę pozwolił np. nic nie jeść przez cały Wielki Piątek. Bardzo kochał tradycje dominikańskie: św. Tomasza i liturgię. Polecał Komunię św. łącznie ze Mszą św., czego wówczas nie podkreślano. Bardzo starał się o zrozumienie liturgii, docenianie i przeżywanie osobiście oraz wspólnotowo. Był także pozytywnie wrażliwy na nowe w niej prądy, nowe kroje szat liturgicznych i symbolikę. Był bardzo praktyczny w urządzeniach technicznych np. kaplicy, chórku klasztornego; przez jakiś czas inwigilował budowę całego klasztoru na Służewie. Był praktyczny i życiowy w chorobach braci i urządzaniu wakacji, ale to już wiąże się z powstaniem nowej placówki na wspomnianym już Służewie pod Warszawą, gdzie w roku 1937 przeniesiono studium dominikańskie ze Lwowa. I tu znów spotykałem się z o. Michałem na co dzień. W wychowaniu młodzieży bardzo współpracował z o. Jackiem Woronieckim, regensem studium i innymi profesorami. Miał też częsty kontakt z Laskami, znanym zakładem dla niewidomych, dokąd nas nieraz prowadził, a szczególnie przyjaźnił się z ich kapelanem - ks. Korniłowiczem. Odbyliśmy dwukrotnie pielgrzymkę do Niepokalanowa, by poznać pionierską pracę, świętego dziś, o. Maksymiliana Kolbego i jego współbraci franciszkanów. Przygotowywał mnie również do święceń kapłańskich i zawiózł osobiście autem do katedry warszawskiej. Nie pamiętam gdzie przebywał o. Michał w chwili wybuchu II Wojny Światowej, zdaje się, że na kuracji, ale klerycy uciekali przezd Niemcami na wschód od Warszawy, a po zakończeniu działań wojennych znaleźli się w Krakowie, bo tam jedynie można było zorganizować nasze studium i dlatego ja na swe studium komplementarne musiałem się udać do Krakowa.

Zostałem tutaj mianowany submagistrem przy o. Michale, magistrze studentatu. Główną jego troską było dobre przygotowanie braci do stopniowych święceń, a zwłaszcza do kapłaństwa. Mogł stwierdzić, że był nadal gorliwy, spokojny i stanowczy.

Stamtąd po roku wróciłem do klasztoru warszawskiego, ale nie pamiętam, w którym roku on także się tam znalazł. Miał wówczas żywe kontakty z inteligencją katolicką, z siostrami zakonnymi (zwłaszcza wizytkami, gdyż tam była jedna z najbliższych jego krewnych) oraz działaczami konspiracyjnymi, ale w jakim stopniu zaangażowania nikt z nas się nie zdradzał. W samym dniu wybuchu Powstania Warszawskiego, tj. 1 sierpnia po południu, wybrał się umówiony do okulisty na Powiśle. Spotkałem go jeszcze w drodze przy ul. Wilanowskiej, niedaleko klasztoru, gdy wracałem, zaopatrzywszy młodzież powstańczą sakramentami św., zebraną w prywatnej willi i czekającą na sygnał do walki. Podzieliliśmy się jeszcze najświeższymi wiadomościami z nadzieją i humorem. Mnie zatrzymali zaraz Niemcy w klasztorze, a on nie wrócił w ogóle.

Na Tamce, jak twierdzili m.in. państwo prof. Kasznicowie, którzy mieszkali w pobliżu i jeszcze widywali się z o. Michałem, zaopiekował się szpitalem, gdzie zebrało się bardzo wielu rannych. Gdy w pewnym momencie Niemcy zażądali, by wszyscy mogący się poruszać wyszli na zewnątrz, aby zapewne mogli chorych łatwiej bez świadków wykończyć, o. Michał nie posłuchał ich, ani nie zdjął na ich żądanie habitu i został razem z innymi rozstrzelany.

Na koniec dodam, że o. Michał był delikatny cierpliwy i długomyślny (pojmowałem to jako cechę pedagogiczną, która umie czekać na plony swego zasiewu). Był ofiarny na każde zawołanie by odprawić potrzebną Mszę św. lub słuchać spowiedzi. Przyjmował też uwagi od każdego, nie dbał o opinię, zapomniał, że jest książęcego pochodzenia, co w owym czasie nie było w modzie.


o. Stanisław (Marian) Dobecki OP
syn Walentego i Stanisławy Grześkowiak
ur. 17 stycznia 1914 r. w Poznaniu
obłóczony 22 lutego 1935 r.
profesja wieczysta - 23 lutego 1939 r.
święcenia kapłańskie - 3 czerwca 1939 r.